Monika Mostowska Monika Mostowska
1028
BLOG

Dowód na zamknięty katolicyzm w Polsce?

Monika Mostowska Monika Mostowska Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 58

Szkoda, że autor recenzji książki „Dowód”, Ebena Alexandra, zamieszczonej w tygodniku „Do Rzeczy”, patrzy na nią jak na podręcznik teologii katolickiej. Książka wcale nie aspiruje do tego, by nim być. Opisuje natomiast prawdziwą historię neurochirurga, który z powodu zapalenia opon mózgowych zapada w śpiączkę i przeżywa doświadczenie z pogranicza śmierci. Po tym, czego doświadczył, zrywa ze swoją racjonalną wizją świata. Nawraca się. Przyznaje, że dotknął najważniejszej tajemnicy.

Wrażenia, które opisuje przypominają doświadczenia opisane w „Życiu po życiu”  Raymonda A. Moody’ego. Moody zbadał ponad sto przypadków osób, które doświadczyły śmierci klinicznej. Bohaterowie jego książki opowiadają historie podobne do tej, jaką przytacza Eben Alexander:   „Otaczająca mnie ciemność zaczęła się stopniowo rozstępować i rozpraszać. Potem pojawiły się dźwięki, żywe dźwięki – najbardziej porywające, najbardziej misterne, najpiękniejsze dzieło muzyczne, jakie kiedykolwiek słyszałem. (…) Źródło światła zbliżało się coraz bardziej. Wirując emitowało czyste, białe promienie, zza których, jak teraz zauważyłem, gdzieniegdzie połyskiwało złoto”.

Czyż nie czytamy w Liście św. Pawła do Koryntian, że „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało...”? A św. siostra Faustyna tak opisuje swoją wizję nieba: „Dziś w duchu byłam w niebie i oglądałam te niepojęte piękności i szczęście, jakie nas czeka po śmierci. Widziałam, jak wszystkie stworzenia oddają cześć i chwałę nieustannie Bogu; widziałam, jak wielkie jest szczęście w Bogu, które się rozlewa na wszystkie stworzenia, uszczęśliwiając je, i wraca do Źródła wszelka chwała i cześć z uszczęśliwienia, i wchodzą w głębie Boże, kontemplują życie wewnętrzne Boga – Ojca, Syna i Ducha Świętego, którego nigdy ani pojmą, ani zgłębią. To Źródło szczęścia jest niezmienne w istocie swojej, lecz zawsze nowe, tryskające uszczęśliwieniem wszelkiego stworzenia. Rozumiem teraz św. Pawła, który powiedział: Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani weszło w serce człowieka, co Bóg nagotował tym, którzy Go miłują. – I dał mi Bóg poznać jedną jedyną rzecz, która ma w oczach Jego nieskończoną wartość, a tą jest miłość Boża, miłość, miłość i jeszcze raz miłość – i z jednym aktem czystej miłości Bożej nie może iść nic w porównanie. O, jakimi niepojętymi względami Bóg darzy duszę, która Go szczerze miłuje. O, szczęśliwa dusza, która się cieszy już tu na ziemi Jego szczególnymi względami, a nimi są dusze małe i pokorne”.

Autor „Dowodu” nie mówi o Trójcy Świętej, ale może dlatego, że wcześniej był niewierzący i w jego świadomości to wyrażenie jeszcze nie funkcjonowało? Pisze natomiast: „Miejsce, w którym się znalazłem, było jak najbardziej realne. Realne do tego stopnia, że to raczej życie na ziemi, do którego wróciłem powinienem uznać za sen. Co wcale nie oznacza, iż nie cenię życia, które jest mi dane tu i teraz. Cenię je nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Cenię je, ponieważ dopiero teraz dostrzegłem je w prawdziwym kontekście. Życie doczesne nie jest pozbawione sensu, lecz z naszej perspektywy tego nie widzimy, przynajmniej na co dzień”.

Tymczasem autor recenzji książki „Dowód” oskarżając Ebena Alexandra  o „newage’owe ściemnianie” pomija istotę opowieści, którą jest otwieranie się na transcendencję. Nie dostrzega, że Eben Alexander próbuje przywrócić właściwe rozumienie relacji między wiarą a nauką. „Kiedyś nie odważyłbym się użyć słowa duchowy w kontekście naukowym. Teraz uważam, że nie wolno nam odrzucać tego słowa w odniesieniu do nauki” – pisze. Czy to gnoza, której doznaje neurochirurg? A może autor recenzji nie dostrzegł, że dynamicznie rozwija się nauka wiedzy, jaką jest neuroteologia. Parają się nią nie tylko naukowcy o poglądach materialistycznych, ale też tacy, którzy sprzeciwiają się teorii, iż religijne doświadczenia to jedynie złudzenia i można je wytłumaczyć defektem mózgu. Do takich należy Mario Beauregard z Centre de Recherche en Neuropsychologie et Cognition [CERNEC]) na Uniwersytecie w Montrealu. Zajmuje się neurobiologią doświadczenia mistycznego. Bada, jaka aktywność neuronów towarzyszy doświadczeniu mistycznemu. W badaniach finansowanych przez Fundację Templetona dowiódł, że naprawdę istnieje mistyczny stan świadomości. W takim stanie osoba kontemplująca najprawdopodobniej doświadcza takich aspektów rzeczywistości, które nie są dostępne w innych stanach świadomości. Badane przez niego zakonnice - karmelitanki opisywały swoje doznania mistyczne m. in. w następujący sposób: „Miałam doświadczenie polegające na wrażeniu, że jestem wchłaniana przez coś większego ode  mnie” lub „Miałam doświadczenie, podczas którego czułam, że wszystko w tym świecie jest częścią jednej całości”. Tymczasem autor recenzji zarzuca Ebenowi Alexandrowi gnozę, kiedy ten opisuje: „Zrozumiałem, że stanowię część Boskiej istoty i że nic – zupełnie nic – nie może mi tego odebrać”.

Co ważne, poprzez swoje doświadczenie Eben Alexander zaczyna rozumieć, że wolna wola odgrywa kluczową rolę w naszym życiu na ziemi. „Pewnego dnia wszyscy odkryjemy, że służy o wiele wyższemu celowi, mianowicie pozwala nam przenieść się do wyższego, bezczasowego wymiaru. Nasze życie na ziemi może się wydawać mało znaczące w porównaniu z życiem w innych światach (…). Nie możemy mu jednak odmawiać wagi, bo nasze zadanie polega na rozwoju ku Boskości”.

Inną prawdą, do jakiej dochodzi jest to, do czego prowadzi Fundament Ćwiczeń Duchownych Ignacego z Loyoli - odkrywanie właściwego obrazu Boga. Eben Alexander opisując swoje doświadczenia dziecka porzuconego przez  rodziców, wyraźnie pokazuje, że mamy tendencję do patrzenia na Boga przez pryzmat naszych rodziców. Pokazuje ogromne znaczenie poczucia własnej tożsamości w procesie rozumienie Boga. Jeśli nie doświadczymy miłości bliskich, trudno nam jest postrzegać Boga, jako kochającego Ojca.  I odwrotnie. Kiedy Eben Aleksander dowiaduje się, już jako dorosły mężczyzna, że rodzice jednak go kochali, zupełnie inaczej zaczyna patrzeć na życie.

Kwintesencją doznań na granicy śmierci Ebena Alexandra jest spotkanie z wszechogarniajacą Miłością. Neurochirurg opowiada, że znajdując się poza ciałem poznaje jedną, a w zasadzie jedyną rzecz, która w ostatecznym rozrachunku naprawdę się liczy - miłość. Czyż w chrześcijaństwie nie o zjednoczenie z pełnią Miłości chodzi? Do miłości przecież mamy dążyć i w miłości się doskonalić, bo - jak pisał św. Jan od Krzyża, “pod wieczór naszego życiabędziemy sądzeni z miłości” (Sentencje, 64; KKK 1470).

Autor recenzji zarzuca Ebenowi Alexandrowi, że ten nadaje Bogu hinduistyczne imię - Om. Ale może na razie inaczej nie potrafi. Przedtem był wszak agnostykiem. Może warto pozwolić mu poszukiwać, a jednocześnie czerpać z jego doświadczeń, które opisuje. „Czy komunikowałem się bezpośrednio z Bogiem? Oczywiście. Przyznaję – słowa, których używam do opisu swoich doznań, brzmią bardzo górnolotnie. Lecz wtedy, gdy przebywałem w innym wymiarze, wcale nie miałem takiego wrażenia. Po prostu robiłem to, co może zrobić każda dusza po opuszczeniu ciała, to, co wszyscy możemy zrobić choćby w tej chwili dzięki modlitwie lub głębokiej medytacji. Bezpośredni kontakt z Bogiem to najbardziej niezwykłe przeżycie, jakie można sobie wyobrazić, lecz jednocześnie najbardziej naturalne ze wszystkich, ponieważ Bóg jest zawsze w nas obecny. Wszechwiedzący, wszechmocny, osobowy – i kochający nas bezwarunkowo” -  pisze Eben Alexander. Czy to sprzeczne z chrześcijańską wiarą?

O tym wszystkim chciałam rozmawiać na spotkaniu z neurochirurgiem Ebenem Alexandrem w sali Konferencji Episkopatu Polski. Do konferencji jednak nie doszło. Protestowało Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy, podpierając się recenzją książki „Dowód” zamieszczoną w najnowszym numerze „Do Rzeczy”, zarzucając jej autorowi ideologię New Age i scjentyzm.

Szkoda, że tak łatwo zwalniamy się z samodzielnego myślenia i ulegamy „jedynie słusznym racjom”, które usiłują zaszczuć tych, którzy zgodnie z Deklaracją Soboru Watykańskiego II Nostra Aetate, są otwarci na dialog z tymi, którzy poszukują Boga. A jak podkreśla papież Franciszek, „Kościół, który nie wychodzi na zewnątrz, by ewangelizować, za bardzo skupia się na sobie, popada w teologiczny narcyzm. Kościół, który nie ewangelizuje i staje się  sam dla siebie głównym punktem odniesienia, popada w fałszywe przekonanie, że sam jest źródłem światła. Jest to najgorsze zło, jakie może nas spotkać”.  

Monika Florek-Mostowska

Dziennikarka, doktorantka teologii pastoralnej na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie